środa, 28 października 2015

Gotowcom mówię nie (Jak Elsa i Anna zmobilizowały mnie do zostania Majster Mamą)

Gdyby nie Elsa i Anna nie byłoby tego bloga. Zimą ubiegłego roku, przerabiając dwie stare lalki na bajkowe postaci Disneya pierwszy raz pomyślałam o tym, że warto opowiedzieć innym rodzicom o moim pomyśle na macierzyństwo a la Majster Mama. Zobaczcie od czego się zaczęło.



Nie znam dziewczynki w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym, która nie przeżywała fascynacji Krainą Lodu. I słusznie: pięknie zrobiona baśń o najważniejszych w życiu wartościach w dodatku opowiedziana z humorem. Sama z przyjemnością do niej wracam. Za bajką, jak zwykle podążyła cała marketingowa machina - z lalkami Barbie - Anną i Elsą na czele. To właśnie one swego czasu były przedmiotem pożądania małych dziewczynek - także mojej czteroletniej córki. Lalki, nawet ładne, kosztowały grubo ponad 100 zł za jedną, a wiadomo - trzeba mieć obie siostry! Temat lalek był w naszym domu wałkowany przez kilka tygodni. Wtedy właśnie coś mnie tknęło! Kiedy ja byłam mała i bawiłam się lalkami to jedna wczoraj była Kopciuszkiem, a dzisiaj jest macochą, a jak za mało było męskich lalek to się jednej głowę ogoliło, zarost dorysowało i był książę. Robiło się kiecki ze szmatek, swetry ze skarpetek, a jak Ken nie miał koszuli do garnituru to mu się kawałek chusteczki w dekolt wtykało! Dziś - jak chcesz Kopciuszka, to kup, do tego karoca, książę, dynia... poza budżetem, gdzie znaleźć na to miejsce? No i najważniejsza rzecz dla mnie - gdzie do licha rozwijanie wyobraźni i kreatywności dziecka? Tak powstał pomysł by dwie lalki, z których jedna była dość wiekowa, przerobić na bohaterki ulubionego filmu.


Zaczęłam od lalek. W naszych zasobach nie mieliśmy typowo rudej lalki, znalazłam jednak 15-letnią ciemną blondynkę wśród starych zabawek mojej młodszej siostry - z niej zrobiłam Annę. Lalkę o platynowych włosach przerobiłam na Elsę. W pasmanterii kupiłam potrzebne gadżety - tiule, cekiny, folkową taśmę i trochę miękkiego filcu. Zaczęłam od Elsy, bo wydała mi się łatwiejsza. Z podszewki i błyszczącego tiulu uszyłam wąską sukienkę, do tego tiulowe rękawiczki i koniecznie przerzucony na ramię warkocz - Elsa była gotowa w godzinę.

Druga siostra wymagała więcej pracy - tu sukienka była nieco bardziej skomplikowana, i nie powiem - trochę się wściekałam ją szyjąc;) Dla ułatwienia odpuściłam sobie rękawy - uznałam, że skoro będzie miała pelerynę, rękawy są zbędne. Wspomnianą pelerynę zrobiłam ręcznie z filcu. Z tego samego materiału wycięłam czepek. Lalce zaplotłam dwa warkocze i tak powstała Anna.

Karolina cały czas asystowała mi, kiedy szyłam dla lalek stroje i pomagała je ubierać. Dzięki temu zobaczyła, że lalki są jak aktorki i potrafi się nimi naprawdę fajnie bawić. Zrozumiała, że właśnie w takich metamorfozach tkwi cały urok zabawy!


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz